Opisy wypraw

Góry Sowie. Zamki, sztolnie, jaskinie i wielkie tajemnice

Mariusz Wziątek.

1471261 753015574725667 953732285 n

Zdjęcia z wyprawy dostępne w galerii.

 

 

 

Aktorzy:

Kasia, Piotr, Misiek, Edyta, Zbyszek, Agnieszka, Renata, Piotr, Rzuku, Kinga, Adam, Jola, Michał, Mariusz, Rafał, tata Rafała, Hutnik, Karol, Darek, Marcysia, Natalia, Jeremi, Artur, Filip, Waldek

 

W pozostałych rolach:

zaprzyjaźnione grupy eksploracyjne, Andrzej, żona Andrzeja, Magda, Judyta, Wioletta z Pub Cafe „Inspiracja”

 

Gościnnie:

Straż Pożarna OSP Kałów, dwa kociaki w Chacie pod Sztolnią, trzy mućki pod Kochanowem, podjarane sprzęgło, martwy bąk w sztolni w Kamiennej Górze, pracownik przymusowy sztolni w Kamiennej Górze, strażnik sztolni w Kamiennej Górze, agent garnuch, agent Karol, agent rosyjskiego wywiadu na emeryturze,

esesman jeden

 

Warunki pogodowe:

piękna polska złota jesień

Jak ciepło? Bardzo, jak na tę porę roku.



PIĄTEK

Gościniec EDEN

Tu wszystko się zaczęło. Przywitano nas niczym w Raju. Zaczęło się od ogniska. Była gitara, śpiewy, smażone kiełbasy. Przy płomieniach ognia przełamaliśmy pierwsze lody z lokalną grupą eksploracyjną. Długie rozmowy przy ognisku bardzo dobrze rokują i przynoszą perspektywę na dalszą współpracę. Okolica jest bowiem bogata w to co nieodkryte i nieznane.

Przebyte przez nas kilometry, nim znaleźliśmy się w Gościńcu, wydały się nam w tym momencie zaledwie małym krokiem w nieznane. Warto wspomnieć o osobach, które budowały iście rodzinną atmosferę. Bardzo dziękujemy za miłe przyjęcie. Pozdrawiamy Pana Andrzeja wraz z małżonką, Judytę oraz Magdę.




SOBOTA

Schron w Kochanowie

Jaskinia ulokowana jest w okolicy Kochanowa. Widać ją świetnie z drogi Kochanów – Krzeszów. Schronisko rozciąga się w dwóch równoległych szczelinach przechodzących w niedostępne ciągi długości ok. 11 m.

Podczas naszych wypraw rzadko się zdarza, aby matka natura tak nas rozpieszczała. Taki obiekt rzut kaskiem od drogi! Musieliśmy tam zerknąć. Pokonaliśmy strome zbocze i po kilku minutach dotarliśmy do otworu. Dokonaliśmy standardowej eksploracji. Dziura wymagała odrobiny czołgania. Kilka osób nawet się ubrudziło. Nasza liczna gromadka wzbudziła zainteresowanie okolicznych mieszkańców. Z tego powodu zostaliśmy zmuszeni, by się wycofać. W naszą stronę podążały trzy dorodne mućki. A może był tam byk?

 

Sztolnia w okolicy Głuszycy

Jest listopad, mimo to aura bardzo sprzyjająca. Spacerujemy piękną, leśną ścieżką. Szelest jesiennych liści koi zmysły. Docieramy do sterty chrustu. Zaciekawieni nietypowym widokiem podchodzimy bliżej. Rozsuwamy pojedyncze gałęzie i ku naszej wielkiej radości widzimy czarną dziurę. Biorąc pod uwagę ukształtowanie terenu, można sądzi

, że jest to wejście do sztolni. Dziura sprawia wrażenie stabilnej i solidnie zabezpieczonej. Mimo wszystko, jak to mamy w zwyczaju w takich sytuacjach, zachowujemy wszelkie środki ostrożności. Szybki odwrót po linę. Nie byliśmy przygotowani na takie rarytasy – taką wisienkę na torcie. Jest to niebywała nagroda za ubłocone buty. Gdy dociera lina, przygotowujemy stanowisko zjazdowe. Szybkie losowanie, kto schodzi pierwszy. Mamy świadomość, że w sztolni istnieje prawdopodobieństwo zatrucia gazem, dlatego zachowujemy szczególną ostrożnoś

oraz wspomagamy się urządzeniami pomiarowymi. Zgłaszam się na ochotnika, wpinam się w linę do zjazdu, zapinam przyrząd asekuracyjny. Subtelnie opuszczam się po linie, obserwując otoczenie oraz utrzymując kontakt głosowy z ekipą na powierzchni. Poruszam się, wykorzystując powszechne prawo ciążenia. Pomiędzy deskami widoczne są skały. Przed moimi oczyma przemykają kolejne klepki. Świeżo zbite rusztowanie świadczy o niedawnej ingerencji człowieka. W milczeniu jadę w dół. Mam już świadomość, że czołgu nie odkryjemy. Docieram do półki zbudowanej z niedbale ułożonych desek i kamieni. Zabezpieczam miejsce tak, aby bezpiecznie można było kontynuować eksploracje. Rzucona lina zniknęła gdzieś w odmętach. Czołówka nie jest w stanie wystarczająco doświetlić dna, zatem dalsza eksploracja wygląda dobrze. Jadę dalej w nieznane. Solidna konstrukcja rusztowania daje poczucie bezpieczeństwa. Przyśpieszam. Docieram do ciasnego przesmyku, w którym znajduję punkt podparcia. Pojawia się pytanie, czy wystarczy liny. Doświetlam przesmyk, widzę jednak tylko przeciwległą ścianę. Liny pozostało jeszcze sporo, a więc śmiało mogę minąć przesmyk. W przypadku ciasnoty zawsze można się wycofać lub przepiąć do wychodzenia, jeśli dalsze partie byłyby zalane. Przeciskam się przez ciasny korytarzyk. Chwila niepewności, co będzie dalej. Leżę na plecach, czołgam się, bardzo delikatnie przesuwam przyrządy zjazdowe. Po zjechaniu na niewielką odległość widzę przed sobą ogromną przestrzeń. Okazuje się, że jest to ślepa sztolnia – z jednej strony zawał, z drugiej niedokończone prace górnicze. Środkiem przebiegają lekko podrdzewiałe szyny kolejowe i rura, kable energetyczne oraz duże płachty blach.

 

Osówka

Trasa historyczna

Zwiedzanie podziemnego miasta Osówka z przewodnikiem. Turyści dowiadują się o powstawaniu obiektu, zdarzeniach na frontach II wojny światowej, o budowie kompleksów w Górach Sowich. Poznają losy ludzi i innych pracujących przy budowie Riese. Do tego wiele innych ciekawostek związanych z Osówką, Górami Sowimi, Dolnym Śląskiem. Można wiele na ten temat przeczytać w internecie, zatem nie będę się rozpisywał. To trzeba zresztą zobaczyć. Przed odwiedzeniem miejsca warto sprawdzić dostępne godziny wstępu.



Wieczorem projekcja filmów i pokaz zdjęć.

Wymieniamy doświadczenia z zaprzyjaźnioną grupą.

 

NIEDZIELA

Zamek Książ

Kolumna samochodów dociera do zamku lekko po godzinie 8. Parking jeszcze pusty, prawie cały dla nas. W umówionym miejscu czeka człowiek, który o tych terenach wie najwięcej. W jego towarzystwie snujemy się po obrzeżasz zamku, zatapiając się w opowieściach, które tylko podsycają naszą ciekawość. Na trasie mijamy kilka miejsc. Wejścia do nich zostały zasypane.

Na tle podzamkowego zbocza wyróżnia się czerwona tablica, nad wejściem do Instytutu Geofizyki PAN. To tutaj prowadzone są pomiary o znaczeniu ogólnoświatowym. Sejsmometry 24 h na dobę rejestrują najdrobniejsze drgania. Dobowe sejsmogramy składowych stacji są dostępne on-line. Jak zaobserwowaliśmy, 10 listopada tego roku o godzinie 8.30 czujniki dla stacji KSP coś odnotowały, prawdopodobnie naszą obecność. Zatem trwale zapisaliśmy się w historii okolicy. Link do sejsmogramu:Stacja KSP.

Wstępne opracowania przesyłane są dwa razy w tygodniu do Europejskiego i Światowego Centrum Danych Sejsmicznych.

W oddali widać fundamenty budowli, której to przeznaczenia można się domyślać jedynie na podstawie analogii w założeniach konstrukcyjnych. Dalej naszą uwagę przykuwa zapomniany amfiteatr – podniszczała scena oraz okalające ją, popadające w ruinę mury. W kilku miejscach mijamy pozostałości bram wjazdowych, wskazujące na strategiczne znaczenie budowli. W końcowym etapie wędrówki zwiedzamy podziemny tunel, którego przeznaczenia do końca nie wyjaśniono. Na własnej skórze przekonujemy się, że kanał, jako droga ewakuacyjna przy dużej grupie, jest mało wydajnym rozwiązaniem.

Lekko umorusani, z ogromną ilością informacji w głowach oraz błota pod butami, ruszamy dalej, na dziedziniec zamku. Uświadamiamy sobie, że na tle innych grup wyglądamy inaczej. Zatrzymujemy się na chwilę, aby przetrzeć oczy i przy okazji buty. Przed sobą widzimy wzniosłą budowlę, choć jak się okazuje, z tego miejsca prezentuje się bardzo skromnie. Znaczymy szlak naszego przemarszu niczym stadko lemingów i tak docieramy do pierwszej otwartej restauracji. Szybka kawa, żurek, szarlotka oraz powracający jak bumerang uśmiech kelnerki Wioletty. Tak właśnie zapamiętamy Pub Cafe „Inspiracja”.

Przechodzimy dalej dziedzińcem w kierunku kas biletowych. Za jedyne 27 zł od osoby, w towarzystwie bardzo miłej pani przewodnik, zwiedzamy zamek. Poznajemy bogatą historię tego miejsca oraz związanej z nim rodziny, a także krótką historię ich psa. Zamek jest przeogromną budowlą. W czasach świetności utrzymywało go kilka kopalń.

Dużo emocji wzbudza wśród nas podziemna trasa turystyczna, którą odwiedzamy. Mocno kontrastuje z wytwornym zamkiem. Przemierzamy jej wybetonowane korytarze niczym gracze DOOM-u w poszukiwaniu kosmitów.



Chata Pod Sztolnią

Kręcimy górskimi serpentynami. Podziwiamy urwiste, skalne zbocza, przecięte asfaltowymi trasami. Te groźnie wyglądające pionowe skały musiały być dużym wyzwaniem dla budowniczych dróg. Widać już chatę. Ostry podjazd pod restaurację musi być w zimie dużym wyzwaniem dla każdego kierowcy. Także dla Zbyszka i jego pilota – Agi taki przejazd, a także późniejsze parkowanie to jak woda na młyn. Zabieramy sprzęt i dużą grupą wchodzimy do restauracji. Przed Chatą pod Sztolnią czekają na nas dwa urocze kociaki. Trzeba przyznać, że to bardzo miłe powitanie. Zaglądamy do menu. Cena rosołu w normie, tak więc zostajemy na rosołek. To już taka nasza mała tradycja.

Po obiedzie dzielimy się na dwie grupy i kolejno wchodzimy do nieczynnej kopalni srebra. W środku jest ciasno, wilgotno, mokro. Początek wejścia pokonujemy na kuckach. Później można już przyjąć pozycję lekko wyprostowaną. Tuż za otworem wejściowym – dylemat: sztolnia posiada dwa rozwidlenia. Co robimy? Te na lewo zostawiamy sobie na później. Posuwamy się do przodu. Brodzimy w wodzie, chwilami aż po kolana. Grzegorz, z racji wzrostu, pewnie miał wody do kostek (!). Co sprytniejsi stosują metodę zacieraczki. A ci najsprytniejsi mają kalosze. Korytarz, którym się poruszamy, wkrótce się kończy. Przejścia brak, dlatego wracamy. Korytarz biegnący na lewo prowadzi nas do miejsca, z którego mamy wspaniały widok. Dolne partie sztolni kompletnie zalane są wodą. Wzrokowa ocena głębokości przynosi różne rezultaty. Nad zalaną częścią widoczne jest przejście. Dziurę penetruje Karol – odpuszczamy ją sobie. Cieszymy oko przeźroczystą taflą zalanych partii. Jedni mówią, że widzieli tam maszyny górnicze, inni, że to była raczej lufa czołgu. Jednoznaczną odpowiedź na pytanie, co tam było naprawdę, mogłoby dać tylko nurkowanie. Jednak troszeczkę brak nam czasu na takie zabawy. Robimy pamiątkowe zdjęcia, starając się nie zgubić przy tym aparatu.

W drodze powrotnej Hutnik, ustępując miejsca kobiecie, nieźle się zmoczył. Kolejny raz utwierdzamy się w przekonaniu, że w trakcie takich eskapad dżentelmena najlepiej zostawić przy otworze.



Wieczorem kolejna projekcja filmów i pokaz zdjęć.

Wymieniamy nowe doświadczenia z zaprzyjaźnioną grupą.

 

PONIEDZIAŁEK

ARADO, Kamienna Góra

Podziemna trasa turystyczna

Pobudka wcześnie rano. W budynku jeszcze nie ucichło gromkie: „Sto lat”, śpiewane dla solenizanta Karola. Szybkie śniadanie w „Edenie” i kanapki dojadane w drodze na pobliski parking. Buziaki i uściski dla tych, których już wieczorem nie ujrzymy.

Do kolejnego celu naszej wyprawy docieramy o poranku. Za 15 zł od osoby kupujemy kolejne bilety „na spotkanie z historią”. Robotnik oprowadza nas po podziemiach. Tacy jak on pół wieku temu zapracowywali tu na wielkość III Rzeszy. Dowiadujemy się, że w praktyce różnica pomiędzy obozem zagłady a obozem pracy przymusowej nie istnieje. To tylko odmienne nazewnictwo. Przejście trasy przyprawia nas o sporo emocji i wzruszeń. Dochodzi do zdarzeń, które naprawdę mogły kiedyś rozegrać się w tych podziemiach. Jeśli chcecie poznać szczegóły, musicie sami odwiedzić to miejsce. Uchylając rąbka tajemnicy, mogę dodać, że w trakcie przemarszu przeżyliśmy atak gazowy lokalnie zawiązanego ruchu oporu. Psychologia tłumu wymusiła wskazanie i wydanie głównego inicjatora. Takie jest życie.



Gross Rosen

W drodze powrotnej przejeżdżamy w pobliżu miejsca, obok którego nikt nie może przejść obojętnie. Miejsce to na zawsze zapisało się jako czarna karta w historii wielu narodów. Chciałoby się krzyknąć, że to nie może powtórzyć się nigdy więcej. Obóz koncentracyjny – Konzentrationslager Gross-Rosen – istniejący w latach 1940–1945 liczył ponad 100 podobozów. Więźniowie ginęli z wyczerpania, wycieńczenia i wygłodzenia. Umierali na rozmaite choroby.

Przez obóz przeszło 125 tys. więźniów, z czego 40 tys. zmarło. Racje żywnościowe wydzielane były w skali tygodniowej.

Zasłyszane w trakcie wyprawy opowieści łączą się w tym miejscu w smutny obraz ludobójstwa, bo jaka jest różnica między obozem zagłady, gdzie ludzie byli mordowani a obozem pracy przymusowej, w którym umierali z wycieńczenia? Odpowiedź na to pytanie pozostawiam Wam. Pojedźcie, posłuchajcie sami i wyciągnijcie wnioski.

***

Wszystkim uczestnikom wyprawy serdecznie dziękuję, w imieniu własnym i klubu, zwłaszcza za elastyczne i bezproblemowe relokowanie członków wyprawy do odwiedzanych miejsc. W szczególności słowa wdzięczności kieruję do Piotra, Kasi i Darka. Panuje opinia, że tworzymy bardzo zgrany zespół. Nie pozwólmy, aby to się zmieniło.