Opisy wypraw

Jaskinia Koralowa i Jaskinia Piętrowa Szczelina - 28-29.03.2008 r.

Dariusz Kujawski.

Już mrozy ustąpiły i z utęsknieniem czekamy na wyjazd w jaskinie. Jest 27 marzec 2008 pogoda na jutro to plus dwa stopnie w nocy. Nie zamarzniemy, jutro jedziemy na Jurę Krakowsko Częstochowską.

Piątek 28 marzec. Darek zaraz po pracy wyjeżdża z Mławy i zabiera Miśka z Nidzicy, dalej razem jadą aż do Warszawy, i tam odbierają Adama i Piotra. Wyprawa musi się udać, cztery osoby to akurat. Około 21 jesteśmy Częstochowie, robimy zakupy w TESCO i pędzimy do Olsztyna. (Jak ja lubię to senne o tej porze miasteczko ).

Jest noc, zimno, szum wiatru. Stoimy gdzieś w lesie, w bocznej drodze i przebieramy się. Gdzieś za tymi drzewami Jaskinia Koralowa ( nie wiem dlaczego zawsze kojarzy mi się z Różańcową ) Dzisiaj do niej schodzimy, może po raz ostatni, ponieważ ma być zamknięta. Wyskakujemy z „cywilnych” ciuchów i zakładamy nowe kombinezony. Czyściutkie jak spod igły, błyszczą się i szeleszczą dumnie. Aż się uśmiechamy do siebie patrząc jeden na drugiego. Bierzemy osprzęt, śpiwory… i idziemy w las.

Piotr zjeżdża do jaskini jako pierwszy. Wrzuca na dół śpiwory i karimaty dopina się do liny i znika we wnętrzu. Dalej Adam i Misiek a na końcu Darek. Zatrzymuje się na półce skalnej i zbiera zrzucony sprzęt. Z oddali we wnętrzu przywołują go światełka latarek kolegów. Jesteśmy u siebie. Trochę chłodno, wilgotno a jedyne światło, to latarki naszych czołówek. Witaj jaskinio po tak długiej przerwie.

Z Sali Wejściowej idziemy korytarzem w kierunku Sali Gotyckiej, po drodze mijamy studnię ( -34 metry ). Sklepienie jest wysoko jak w kościele ( 15 m ). Tu spacerujemy sobie, Piotr podpuszcza Darka i ten przechodzi przez zacisk „cipunię”. Jest przy tym mnóstwo śmiechu i żartów. Prawdziwy sprawdzian dla kombinezonu, trzeszczy i drapie o skałę, ale wytrzymał. Darek też, chociaż cały spocony z wysiłku. Pamiątkowe zdjęcie, że przez takie coś małego można przejść i idziemy dalej.

Korytarzem do góry do Sali Zawaliskowej. Jest ślisko i niebezpiecznie. Podłoże gliniaste, nie ma się o co złapać. Ściany śliskie wilgocią, gdzieniegdzie szczelinki i tego się łapiemy. Bez pośpiechu idziemy do góry. W Sali jest już nisko idziemy do „jeziorka” i odpoczywamy. Łyk cieknącej wody, pamiątkowe zdjęcie i wracamy.

Wychodzenie to prawie rutyna, chociaż długo trzeba czekać. Piotr jak zwykle wychodzi pierwszy, Darek czuje się ja u siebie w domu, przysiadł na kamieniu i … zasnął. Cudowne uczucie, gdy przy wysiłkach towarzyszącym wychodzeniu na linie salę wypełnia echo chrapania kolegi.

Z jaskini wychodzimy, gdy już robi się jasno i pierwsze ptaki budzą dzień swoim śpiewem. Jest zimno i zaczyna kropić deszcz. Zbieramy szybko cały sprzęt i chowamy się pod nawis skalny w górze Pustelnicy. Wokoło zeschnięte liście i białe placki śniegu, to nasze dzisiejsze posłanie. Rozkładamy karimaty, śpiwory i wtulamy się w sen. Nie śpimy długo, kapiąca woda zrasza śpiwory, moczy ubranie. Robi się zimno. Przechodzą jacyś turyści i stajemy się dla nich okazami podziwu… a może szaleństwa. Czas na śniadanie.

Sobota 28 marca 2008 wchodzimy do jaskini Piętrowa Szczelina. Jaskinia niepozorna, przynajmniej wejście. Małe, niczym nie przypominające wejścia do jaskini a co najwyżej jamę w ziemi. Za wejściem jest niewielka salka, później w lewo w dół i zaczyna się. Kolejno przyczepiamy się do liny i wpełzamy w szczelinę.

Jest ciasno, trudno odchylić się na bok. Przytulamy się do skały i trawersujemy do prawej strony, tam jest trochę szerzej. Około 10 metrów i znajdujemy się na dnie w „Piekiełku”. Zmęczenie i trudność daje się we znaki Adamowi, ale idzie dalej. Przechodzimy zwaliskiem do góry. Pokonujemy kolejne schody, wspinamy się, przechodzimy rozpieraczką, opuszczamy w dół. Adam zostaje, reszta idzie do Labiryntu Króla Minosa. Jest ciasno.

Wchodzimy do niewielkiej salki i później bardzo niskim przejściem do zacisku studni. Misiek wpina się do liny i przeciska przez niewielki otwór. Ręce nie mają miejsca w otworze, wykręcają się nienaturalnie. Kilka szarpnięć i przesuwa się w dół. Łapie linę za przyrządem zjazdowym i znika w szczelinie. Kolejno Darek, wpina się do liny i wpełza w szczelinę. Czuje jak stopniowo ciężar ciała opuszcza go w otwór. Krawędzie skały ocierają go i przytrzymują, chwytają za nogi. Kilka szarpnięć i koniec. Kolejne próby nic nie dają, mimo niewielkiego luzu w piersiach Darek wisi na zakleszczonej w Reverso linie. Próbuje poruszać się, zmienić ułożenie ciała, ale nic to nie daje, lina nie luzuje. Chwila odpoczynku, kolejna próba i znowu nic. Prawą ręką puszcza linę i wyciąga ją ze szczeliny. Nie wychodzi, ręka grzęźnie gdzieś w otworze. Wisi przez chwilę zaklinowany z torsem nad otworem i całą resztą wiszącą w pustce pod przejściem. Gdyby nie tragizm zaklinowania komiczny byłby to z dołu widok poruszających się nóg w pustce sufitu jaskini.

Pomocy udziela Piotr. Chwyta za lewą rękę i ciągnie do góry. Mięśnie napinają się, ręka wydaje się wydłużać i nic. Darek nie poruszył się nawet. Mocniejszy chwyt i znowu do góry… Nic. Kolejna próba, Darek próbuje się odpychać o coś nogami, wyciągnąć prawą ręka, ręce ślizgają się od potu a skała trzyma nieubłaganie. W końcu jakby jaskinia ustąpiła, Darek podpełznął delikatnie do góry i wyciągnął ze szczeliny prawą rękę. „Już w domu”. Zaparł się o krawędź, kolejne szarpnięcie i kilka centymetrów do góry. Jeszcze kilka razy i już sam wyszedł ze szczeliny. Spocony i zmęczony padł na wznak w pragnieniu odpoczynku.

Idziemy inną drogą. Darek wraca górą, Piotr schodzi jeszcze do szczeliny w dół gdzie czeka Misiek i Adam, który dostał się tam innym korytarzem. Penetrujemy jaskinię, przeciskamy się przez kolejne szczeliny i przejścia aż do wyjścia.

Adam słabnie. Przecisnąć się z dolnych szczelin do Piekiełka skąd prowadzi wyjście pomaga Darek. Dalej problem. Zmęczenie daje się we znaki, w jaskini jesteśmy już około pięciu godzin. Przed nami około 10 metrów ciężkiego wyjścia na linie. Szczelina ciasna i jeszcze z progiem skalnym zaciskającym się w lej. Wychodzi Misiek, wychodzi Darek. Jest bardzo ciasno i ruchy do góry są niewielkie. Ciało blokuje się pomiędzy skałami, trzeba iść na wznak, przytulonym do skały. Brakuje miejsca, aby odepchnąć się. Mijają minuty liczone spływającym potem i delikatnym szczęknięciem Crolla na piersiach trzymającym linę. Jest wyjście wiejące świeżym powietrzem lasu. Szumiące poruszeniem liści, chylące się zmierzchem.