Opisy wypraw

Góry Sowie c.d. - październik 2017

Grzegorz Misztal.

W dniach 20 -22 października odbył się wyjazd w Góry Sowie położone na terenie Dolnego Śląska. Zaraz po przyjeździe, w piątkowy poranek udałem się na samotną wycieczkę na wzgórze Soboń – jedno z miejsc budowy obiektów naziemnych i podziemnych wchodzących w skład większego niemieckiego projektu militarnego znanego szerzej pod nazwą RIESE. Soboń wznosi się na wysokość 713 metrów i położony jest w masywie Włodarza. Celem, było obejrzenie budynku przepompowni zasilającej w czystą wodę obiekty położone na wspomnianym wzgórzu. Aktualnie na Soboniu znany jest jeden kompleks podziemny. Wiadomo o trzech wejściach oznaczonych kolejno 1, 2 i 3, przy czym sztolnie 1 i 3 położone są naprzeciw siebie a sztolnia nr 2 położona jest prostopadle do poprzednich. Całkowita długość korytarzy wynosi około 700 metrów. Sztolnia nr 3 jest najmniej poznana poprzez zawał skutecznie broniący wejścia. Bodajże w 2012 roku Sowiogórska Grupa Poszukiwawcza poprzez wykopanie pionowego szybu dostała się do sztolni. Wewnątrz wszystko pozostało tak jak u schyłku wojny, kiedy ostatni robotnicy opuścili miejsce katorżniczej pracy. Nam, udało się tam wejść podczas któregoś z wyjazdów i jak się okazało mieliśmy szczęście – w następnym roku, szyb wejściowy został zasypany… Podobno przez leśników obawiających się o bezpieczeństwo eksploratorów. Ciężko komentować tego typu posunięcia gdyż tak rozumując, należałoby zasypać wejścia wszystkich jaskiń jurajskich, zamknąć szlaki turystyczne w polskich górach itp. Ale stało się! Od tamtej pory dostępne są wejścia nr 1 i 2, z czego tzw. „dwójka” jest zasypana mniej więcej 30 metrów od wejścia. Można ją obejrzeć wchodząc przez całkowicie drożną sztolnię nr 1, jednak ponad sto metrów chodnika pozostaje niedostępne ze względu na zawały zamykające światło tunelu.

Wracając do przepompowni, która jest dość interesującym obiektem naziemnym kompleksu Soboń, to wspomnę krótko o jej budowie. Wejście jest usytuowane pośrodku budynku, po lewej i prawej stronie umieszczono podziemne zbiorniki na wodę. Grodzie wyposażone są w metalowe klamry ułatwiające wejście na dno komór. Sam budynek jest obsypany rumoszem skalnym i ziemią co wskazuje na chęć zamaskowania obiektu. Całość wykonana jest bardzo solidnie z wysokiej klasy zbrojonego betonu. Wracając, jakieś 100 metrów przed stawami w dolince spotkałem zbieracza puszek i grzybów. Pozdrowiłem pana grzecznym dzień dobry, przekazałem posiadane metale nadające się do recyklingu w „dobre ręce” a raczej dobrą siatkę. Pan zapytał czy widziałem po drodze grzybki? Skierowałem zbieracza na zbocze Sobonia ponad sztolnię nr 1. Widziałem tam sporo podgrzybków. Pan spojrzał i z poważną miną powiedział, że w tamte tereny to on się nie zapuszcza! Być może ma to związek z wieloma przekazami o dziwnych sytuacjach jakie spotkały ludzi w okolicach kompleksu Soboń. Krążą opowieści o pojawiających się postaciach, błyskach latarek w lesie, dziwnych odgłosach z podziemi itp. Sądzę, że 60% to wyobraźnia a 40% alkohol – ale to jest moje zdanie. Las, zawsze wydaje swój odgłosy a ciemność mocno działa na wyobraźnię, o skutkach spożywania „wody rozmownej” nie wspominam – myślę , że są powszechnie znane.

Następnego dnia udaliśmy się do Rybnicy Leśnej w celu penetracji Sztolni Uranowej. Na łąkach nieopodal miejscowości, znajduje się hałda urobku, zdradzająca położenie sztolni. Hałda jest dość długa, tak mniej więcej 25 – 30  metrów i usypana na wysokość kilku metrów. Na końcu hałdy znajduje się studzienka wyposażona w metalowe stopnie po których schodzimy do wnętrza zbiornika podzielonego dwoma betonowymi ściankami. Słychać szumiącą wodę przelewającą się przez otwór w przegrodach i widać resztki rur - po zaprzestaniu eksploatacji rudy uranowej wykorzystywano sztolnię jako ujęcie wody dla pobliskiej miejscowości. Z pomocą dość skorodowanej drabinki przedostajemy się do wnętrza. Korytarz jest zalany wodą do głębokości około jednego metra. Sztolnia jest dość szeroka, trzymamy się lewej strony – tu woda jest nieco płytsza. Należy unikać dotykania ścian – odspojenia są bardzo niebezpieczne -  grożą obsypaniem - obowiązuje pełne skupienie i maksymalna ostrożność. Napotykamy pozostałości obelkowania, podobnie jak ścian, nie należy ich dotykać. Po kilkudziesięciu metrach poziom chodnika wznosi się ponad lustro wody. Poruszamy się znacznie sprawniej ale napotykamy wysoki stopień usypany z materiału skalnego - tutaj jest skrzyżowanie. Widać boczne chodniki. Ciągle poruszamy się niezwykle ostrożnie by nie naruszyć spękanego stropu. Dalej, znów wchodzimy do wody, jest jej znacznie mniej niż w poprzedniej części. Napotykamy kolejne skrzyżowanie, penetrujemy chodniki zarówno z prawej jak i z lewej strony. Główny korytarz sztolni kończy się przodkiem gdzie przez otwory w skałach wypływa krystalicznie czysta woda. Odnogi korytarza głównego mają sporo bocznych chodników co sprawia wrażenie labiryntu. Trzeba dobrze pamiętać gdzie się skręcało, gdyż dość łatwo stracić orientację w podziemiach. Zwiedzanie zajęło nam około półtorej godziny, pora wracać na powierzchnię!

Na wyświetlaczu telefonu widzę nieodebrane połączenie od Lucjana, dawno nie widzianego kolegi ze Speleonu z którym byłem umówiony na spotkanie. Po kilku próbach połaczenia udaje nam się porozmawiać i precyzujemy spotkanie w smażalni ryb przy drodze do Głuszycy. Szybki obiadek z pysznego pstrąga marynowanego w ziołach, chwila odpoczynku i ruszamy dalej – naszym celem jest kompleks w Jaworniku. Na część podziemną składa się  7 sztolni – my udajemy się do sztolni nr 2. Wlot usytuowany jest obok drogi asfaltowej. Widać tu pozostałości belek, znajdujemy jakieś resztki metalowych okuć, które kiedyś spajały elementy w zasadzie nieistniejącej drewnianej obudowy  zabezpieczającej strop wykutego w skale korytarza. Na spągu (dno chodnika) znaleźliśmy zmurszałe  zwijki sznura strzelniczego czyli lontu służącego do wyzwalania wybuchu ładunków rozsadzających skałę. Zaraz po wojnie musiało go być znacznie, znacznie więcej.

Część, którą odwiedziliśmy nie jest zbyt rozległa ale sam Jawornik otoczony jest aurą tajemniczości poprzez niedostępne, a jak się podejrzewa dość rozbudowane fragmenty podziemi zagrodzone zawałami bądź to naturalnymi, bądź spowodowanymi przez odstrzelenie sztolni przez Niemców lub po zakończeniu wojny przez wojsko radzieckie i polskie, które także wysadzało wejścia do podziemi. Rosjanie z zasady zawalali wejścia do obiektów gdzie zginęli ich żołnierze. Prymitywne wykrywacze nie były w stanie namierzyć min z porcelanowym bądź szklanym korpusem co powodowało liczne wypadki śmiertelne. Taka sytuacja miała miejsce w jednej ze sztolni w Sierpnicy (dzisiejsza Osówka) gdzie zginęło kilkudziesięciu rosyjskich saperów. Polskie wojsko wysadziło sztolnię, w której ekipa dr Jacka Wilczura z Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich wykryła niezwykle silne skażenie radioaktywne. Poziom promieniowania wskazywał, że jest spowodowane przez obecność materiałów rozszczepialnych. Tego typu odkrycia potwierdzają, że to co aktualnie oglądamy nie daje odpowiedzi jaki był cel budowy Riese i jakie prace badawcze, produkcyjne oraz budowlane odbywały się w Górach Sowich w czasie II wojny światowej.